sobota, 9 listopada 2013

DongHo - Misja specjalna

Dopiero teraz wzięłam się za pisanie go, ponieważ przez ostatni tydzień i więcej nie miałam ani siły, ani pomysłu na to co mógłby zawierać ten scenariusz. JEDNAK mój umysł jest genialny i przyśnił mi się sen - który troszkę zmieniłam - lecz zawsze coś ^^ Muszę was niestety przeprosić za to, że scenariusze nie będą co tydzień,a co dwa-trzy. Natłok nauki i lenistwo. To wszystko idzie za tą szkołą... jestem dopiero w gimnazjum a narzekam, boję się co będzie dalej.  Oto to opowiadanie nie ma za dużego romansu, ale chciałam napisać coś innego niż " Poznali się, zakochali i żyli długo i szczęśliwie" chodź końcówka i tak jest taka sama. Tak czy siak scenariusz dla Jae Rin Kim. Miłego czytania <33





P.O.V Dongho

Wszedłem do mojego "dawnego" mieszkania. Tak to można było nazwać, ponieważ w tych ruinach nie mam zamiaru dalej mieszkać. Jednak rok dwa tysiące setny robi swoje, auta nie jeżdżą, a latają. Ulic jest tak dużo, że gdy spojrzysz w górę widzisz tylko beton. Tak były one zawieszone nad naszymi głowami, aby na ziemi było wystarczająco miejsca. Aby dostać się do mieszkania klucze były ci zbędne, wystarczyło przyłożyć swoje oko do nowego, sprytnego urządzenia które w mik skanowało twoje dane i różne inne. Wracając do tego co teraz, nie zdejmowałem ani kurtki, ani butów. Był tutaj tylko syf i połamane deski i półki powyrywane ze ścian. Okna nie wiadomo kiedy mi za deskowali. Wszedłem do ciemnego korytarza kierując się do samego końca. Gdy byłem już w miejscu o które mi chodziło, sprytnie sięgnąłem po broń i zdecydowanie otworzyłem mahoniowe drzwi. Nie byłem pewny czy w tym pomieszczeniu jestem zupełnie sam, więc broń była na wypadek. Te drzwi prowadziły do mojego pokoju w którym z ulgą zauważyłem, że nikogo nie ma. Nie miałem ochoty na sprzeczki, a co dopiero walki. Zasrana dzielnica, wynająłem tu kawalerkę tylko i wyłącznie przez zadziwiająco niskie ceny. Teraz już wiem z jakich powodów... Ciągłe bójki i krzyki dawały o sobie znać dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Otworzyłem swoją półkę koło rozwalonego łóżka i zobaczyłem zgiętą w pół białą kartkę. Ostrożnie wziąłem ją do ręki oglądając ją z każdej strony. Otworzyłem ją i nagle nade mną pojawił się hologram mojego przyjaciela Kim Kyoung Jae - szef  jednej z najlepszych agencji policyjnych.
 - Witam Cię. Jeśli to widzisz to jestem pewien, że wiesz o co chodzi. Otóż Korea południowa została zaatakowana przez inny kraj, który stara się zabić wszystkich rodowitych Koreańczyków. Naszym zadaniem jest zniszczyć ich szefa, który bardzo dobrze się maskuje przed innymi agentami lub funkcjonariuszami. Daje właśnie tobie rozkaz o zabicie go, ponieważ jesteś jednym z najlepszych tajnych agentów na świecie. Musisz iść dziś na bal, gdzie spotkasz swojego wspólnika. Zdjęcie oraz adres tego przyjęcia znajdziesz na kartce, która jest teraz w twoich rękach. Powodzenia! - W tym momencie wiadomość się skończyła. Poprawiłem swoją dość za długą grzywkę i myślałem nad tym co powiedział. Po co chciał mi dać wspólnika? Przecież sam twierdzi że jestem jednym z najlepszych, więc zabicie jednego z "ważniaków" nie było by dla mnie takie trudne. Tak czy siak jest mi obojętne z kim będę pracować, bo i tak sam zrobię porządek z tym całym szefem.

Bez dalszego namysłu sprawdziłem godzinę, bal miał się zacząć za półtorej godziny, a więc spokojnie mogłem się przygotować. Obszedłem łoże dookoła po czym przycisnąłem guzik pod biurkiem. Tuż za szarą lampą stojącą na podłodze otworzyły się drzwi, których wcale nie było widać na pierwszy rzut oka. Przesunąłem ją w bok, aby móc wejść od tego tajnego pomieszczenia. Tam również było ciemno, jednak światełka różnych urządzeń i innych maszyn rozświetlały ten mrok. Tajny agent był tajny, więc ten pokój był mi niezbędny do trzymania broni i innych niebezpiecznych rzeczy. Zmieniwszy ubranie na bardziej galowe, zacząłem przygotowywać uzbrojenie. Człowiek, którego mam sprzątnąć ma pieniądze i zapewne niezłą ochronę, a więc przyda mi się kamizelka kuloodporna. Bez większego namysłu, wyszedłem z mieszkania kierując się do mojego czarnego BMW z przyciemnionymi oknami. Tak, jest lans. W końcu mam też prywatne życie. Nie obrażam się kiedy jakaś ślicznotka spojrzy na mnie, a auto mi tylko pomaga.

Po czterdziestu minutach nudnej jazdy dostałem się do celu. Totalne zadupie, ale kiedy przyjrzałem się posiadłości w której miał się odbyć bal to musiałem przyznać, że mało kogo byłoby stać na pokrycie kosztów tej ziemi razem z budynkiem. Zatrzymałem pojazd przed samym wejściem, by oddać kluczyki człowiekowi, który tu pracuje. Mam nadzieję, że mojego cacka nikt nie naruszy, bo będą mieć przechlapane. Wchodząc głównymi drzwiami do willi próbowałem zachować zimną krew i twarz bez zbędnej miny. Moim zdaniem, mój zawód powinien wykonywać profesjonalista - takim właśnie byłem. Jedynie moja twarz wszystko psuła. Byłem dość młody, jednak bardzo dobrze wyszkolony, a każdy człowiek jakiego spotykałem mówił mi, że jestem słodki. W takich momentach wolałbym NIE być Azjatą, ponieważ Amerykanie są bardziej przystojni. Rozbudowana szczęka, większe barki i na pewno są wyżsi. Nie każdy, ale zazwyczaj tak jest. Dobra skończę moje rozmyślanie. Jestem już na dużej sali i widzę paru set ludzi ubranych w garnitury jednakowego koloru i sukienki w każdym odcieniu tęczy.
*Pięknie i gdzie ja mam znaleźć tego swojego partnera?* - zapytałem siebie w myślach.

Podszedłem do stołu z jedzeniem i napojami, aby nalać sobie soku pomarańczowego. Obserwując ludzi szybko zdałem sobie sprawę, że tylko ja tutaj nikogo nie znam i wyglądam podejrzanie. Musiałem szybko wpasować się do jakiegoś towarzystwa, bo gościu z ochrony podejrzliwie na mnie patrzy.
 Ze szklanką w ręku zacząłem wolnym krokiem kierować się w stronę obcych mi osób. Moim celem stały się dość seksowne kobiety w długich sukniach do podłogi. Wszystkie były w tym samym kolorze - czerwonym. Dodałem tempa i w mgnieniu oka znalazłem się koło nich.
 - Witam. Piękne suknie, jeśli się nie mylę to firma Kia? - spytałem, aby zabłysnąć moją wiedzą co do mody.
 Ich miny automatycznie zrzedły i zaczęły się wgapiać we mnie jakby chciały mnie zabić.
 Usłyszałem ciche chrząkanie za mną, więc odwróciłem się, aby zobaczyć kto to.  Ujrzałem śliczną dziewczynę w długich włosach, która nie ukrywając śmiała się ze mnie. Zmarszczyłem czoło, aby pokazać jej że nie wiem o co chodzi.
 - Przepraszam panie. - Odezwała się dziewczyna, w którą się wpatrywałem. - Ten człowiek nie ma pojęcia, że właśnie powiedział o firmie z samochodami. Jednak w głębi serca tego żałuję i przepraszam za niego. Piękne suknie od Louis Vuitton. - Powiedziała i dopiero teraz zrozumiałem czemu tamte patrzyły na mnie ze zmieszaniem, a ona, jedyna z nich, która na sobie nosiła czarną sukienkę przed kolano miała ze mnie niezły ubaw. Nie chcąc się dalej ośmieszać, bez żadnego słowa od niej odszedłem.
 - Nie podziękujesz mi? - Zapytała.
 - Nawet cię nie znam. - Odpowiedziałem. Wtedy stanęła przede mną patrząc mi się prosto w oczy. Wyjęła jakąś wizytówkę czy co tam miała i przedstawiła mi się jako _____ _____ agent specjalny. Dowiedziałem się, że to ona właśnie będzie mi towarzyszyć w tej misji.
 - A więc kobieta będzie mi pomagać? - Zapytałem retorycznie, lekko z niej drwiąc.
 - Masz z tym jakiś problem? Kazali mi tobie pomóc, więc najwidoczniej jesteś za cienki na takie rzeczy. Nie mam ochoty na głupie gadanie, więc weźmy się do roboty, bo chcę mieć to z głowy. - Chciałem jej coś powiedzieć, jednak nie wiedziałem co. Była inna... inna od innych dziewczyn. Nie była słodka, ani nie próbowała być seksowna. No może była zadziorna, ale jednak inna. Coś mi w niej imponowało.
Zauważyłem jak się oddala, więc przyspieszyłem kroku.
 - Hej gdzie idziesz? - Wykrzyczałem, biegnąc w truchcie aby ją dogonić.
 - Będziemy stali tam. - Pokazała na punkt u góry, którym był balkon. Balkon w środku pomieszczenia? Głupi pomysł, lecz ten głupi pomysł teraz ułatwił nam zadanie. Idąc w śród tych wszystkich sławnych, bądź bogatych osób mało kto  zwracał na nas uwagę. Spojrzałem na samą górę w róg pomieszczenia. Były tam kamery, wiec musiałem coś z tym zrobić, aby nie było później dowodów kto to zrobił. W jednym z moich rękawów znajdowała się malutka maszynka. Wystarczyło przycisnąć dobry przycisk, a czarna, lepka maź wystrzelała na kilometr. Tak oto pozbyłem się tych beznadziejnych kamer, bez narażania się na zdemaskowanie swojej osoby. Po niecałych pięciu minutach byliśmy już w wyznaczonym miejscu.
 - Piękny widok, mogę na nich popluć i uciec? - Zapytałem retorycznie dla śmiechu, lecz po jej minie nie można było się domyśleć, że ją rozbawiłem.
 - Weź się do roboty, dzieciaku.
 - A ty niby starsza jesteś?
 - Jestem od ciebie młodsza o miesiąc, ale zdaje się, że to ja jestem bardziej dojrzała umysłowo.
 - Skąd o mnie tyle wiesz? - Nie doczekałem się odpowiedzi.

Po dosyć długim wyczekiwaniu na nasz "cel" zaszczycił nas obecnością. Barierka za którą się ukrywaliśmy miała na siebie zarzuconą płachtę, więc nie było nas widać. Oboje mieliśmy w rękach dość niezłe zabawki, bronie. Jak kto woli to nazywać. 
 - Kto strzela? - Zapytała długowłosa. Już miałem odpowiedzieć, jednak coś mi przerwało. 
 - Ja - Usłyszałem dosyć niski głos, po czym cichy, nawet bardzo cichy strzał. Wszyscy ludzie zaczęli krzyczeć i biegać po sali jak małe mrówki. - Biegnijcie za mną, chyba że chcecie zostać złapani przez psiarnie.
 - Ale jak to? Przecież zabiliśmy człowieka, który był zły. Mordował innych ludzi. - Powiedziałem, aby doczekać się większych wyjaśnień. 
 - Może i my to wiemy, jednak całe państwo sądzi, że ten oto pan - pokazał ciało "szefa" w krwi - jest bardzo, przepraszam BYŁ bardzo dobrym i zaprzyjaźnionym przyjacielem z Ameryki z jednym z naszych polityków. 
 - Racja, zabierajmy się stąd - Wtrąciła ______.

Dosyć długi czas spędziliśmy u naszego nowego kolegi, który nazywał się Lee Kiseop. Ale tak na serio to naprawdę długi okres czasu, ponieważ zagościliśmy u niego około miesiąca, a to tylko dlatego, że policja szukała nas troje. Przez ten czas zorientowałem się, że zauroczenie ____, nie było na krótki czas, ponieważ teraz kocham ją nad życie. Po dwóch tygodniach, wyznaliśmy sobie miłość i jak na razie wszystko idzie po naszej myśli. Teraz mieszkamy w jednym mieszkaniu, z czego nasi rodzice nie są z nas zadowoleni, ale muszą się z tym pogodzić, bo my tak łatwo siebie nie zostawimy.  Oto moja mała historia i duże szczęście w jednym. 

~Rin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz